czwartek, 17 kwietnia 2014

"Gwiazd naszych wina" - John Green

Tytuł oryginałuThe Fault in Our Stars
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: 2013
Liczba stron: 312
Tematyka: Powieść obyczajowa
Ocena: 9/10

Czy umieranie może być piękne? Albo honorowe? Czy dzięki naszemu poświęceniu zostaniemy zapamiętani 10, 50, 100 lat po naszej śmierci? Kto tak naprawdę decyduje o tym, czym w istocie jest heroizm? Są to pytania trudne i nawet filozofowie mieliby problem z jednoznaczną odpowiedzią. Świat w istocie nie jest instytucją do spełniania życzeń i nawet śmiercią kieruje przypadek. Mimo życia w XXI wieku średniowieczna maksyma Memento Mori, ciągle jest aktualna. Może choroby się zmieniły, medycyna ewoluowała, ludzie stali się bardziej świadomi końca, ale ostateczny wynik jest zawsze jeden. Nikt i nic tego nie zmieni, wszystko już dawno zostało zapisane w gwiazdach.

Poznajcie bohaterkę książki - Hazel. Ma 16 lat i żyje z czwartym stadium raka tarczycy. Mimo że dziewczyna jest bardzo młoda, już dawno pogodziła się z własnym losem i stara się iść przez życie z uśmiechem na twarzy. Jednakże wiszące nad nią widmo śmierci powoduje, że nie stroni od bardzo rygorystycznych i pesymistycznych przemyśleń. Stara się widzieć świat taki jaki w istocie jest. Nic nie idealizuje, ale próbuje znaleźć pozytywną stronę każdej sytuacji. Wie, że chorobą jest w istocie jej ciało, a to ciało jest nią. Jak w takim razie można walczyć z samym sobą? Jak pokonać nieszczęsną darwinowską ewolucję? Jak zrozumieć, czemu ciało jest naszym najlepszym przyjacielem, ale i najgorszym zabójcą?


Życie nigdy nie było, nie jest i nie będzie kolorowe. Ludzie umierający na raka popadną w zapomnienie, kiedyś w przyszłości nikt nie będzie o nich pamiętał. Autor zestawia ten problem powołując się na historię starożytnych Spartan. Jak to jest, że ich poświęcenie, ich względnie bezmyślna śmierć jest pamiętana tysiące lat później, a rak uznawany jest jako coś brudnego. Jak to jest w istocie, że współczesne społeczeństwo uznaje choroby ewolucyjne jako coś bezsensownego, pozbawionego sensu racjonalnego istnienia. Taka śmierć nie jest honorowa, ponieważ przegrywamy tylko z samym sobą. W istocie, sytuacja przedstawia się odwrotnie, chorzy poświęcają się za cały świat, ponieważ to oni urodzili się z  efektem ubocznym ewolucji.

Tak samo można historię postrzegać przez pryzmat ulubionej książki Hazel – „Cios udręki”, w której, główna bohaterka Anna również walczy z rakiem. Na nieszczęście dla Hazel, książka urywa się w pół zdania, pozostawiając otwarte zakończenie. Dziewczyna wie, że oznacza to śmierć, ale sensem życia staje się dla niej spotkanie z autorem książki, by uzyskać możliwość poznania losów jej ulubionych bohaterów. Ta cała podróż, w połączeniu z historią z książki staje się parafrazą jej życia. Od ciężkich początków do kulminacyjnej podróży do Holandii. A świat, on cóż, mimo że jest piękny, nigdy życzeń spełniać nie będzie. Jak podsumowuje John Green, z rakiem można żyć, i nie dopuszczać do myśli, że umiera się na niego.  Nadzieja jest może matką głupich, ale życie bez nadziei, jest życiem bez sensu.


                Książkę mogę z czystym sercem polecić każdemu – mimo że na co dzień gustuję w zupełnie innej literaturze, to nie żałuję czasu jaki spędziłam wylewając łzy podczas wędrówki Hazel. Temat do łatwych nie należy, ale cieszę się, że autor przedstawił tę bardzo trudną sytuację w sposób przystępny nawet dla młodszych czytelników. Mimo że rak ciągle jest uważany za temat nieprzyjemny i wstydliwy, niewielu ludzi wie co to tak naprawdę jest, skąd to się wzięło i najważniejsze – dlaczego ja/nasi bliscy muszą z tym walczyć. Osobiście chciałabym, aby ewolucja nie powodowała negatywnych skutków, aby nikt nigdy nie zetknął się z tą chorobą. Najlepiej podsumowuje to zdanie często przewijające się na kartach powieści - „ świat nie jest instytucją do spełniania życzeń”.

6 komentarzy:

  1. Gwiazd naszych wina - podobno najlepiej smakuje drugi raz :) Moje spotkanie z tą książką nie spowodowało wielkiego wybuchu emocji, owszem, podobało mi się, ale aż takich zachwytów nie rozumiem. Być może po obejrzeniu ekranizacji (która już w czerwcu) ponownie zajrzę do tej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ogólnie nie przepadam za ekranizacjami, więc nie wiem czy się zdecyduje oglądać :) Co do książki - to bardzo nie moja działka literatury, ale z przyjemnością przeczytałam coś bardziej ludzkiego. Może nie jest łatwa, ale nie jest też ciężka w odbiorze - widać, że autor celował raczej w młodszych czytelników. Mi to nie przeszkadza, ale na razie Johna Greena sobie na dłużej odpuszczę :)

      Usuń
    2. Ja też nie mam ochoty na jego inne książki. Jednak po literaturę obyczajową często sięgam, potrzebuję przerywnika, żeby na dobre nie utknąć w fantasy.

      Usuń
    3. To tak jak ja.... Czasami mogę czytać jedno fantasy za drugim i mi się nie znudzi. Ale czasami jednak czuję ten przesyt i dlatego wtedy wolę czytać coś cięższego, bądź bardziej przyziemnego. Obecnie raczej jestem na etapie cięższych tematycznie książek i tak mi się planuje powrót do twórczości Gabriela Garcii Marqueza :)

      Usuń
  2. Czytałam, uwielbiam, nic dodać, nic ująć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie tak samo - teraz jestem tylko ciekawa jak wypadła ekranizacja :)

      Usuń

Drogi czytelniku!
Jesteś hardkorem jeśli dotarłeś aż tutaj!
A będziesz jeszcze większym, jeśli pozostawisz po sobie jakiś ślad :)