Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 688
Ocena: 9/10
Dziewiętnaście
minut to tylko 1/3,2 godziny, 1/75 doby i 1/530 tygodnia. Nic nieznacząca
chwila. W 19 minut możemy wypić kawę ze znajomymi, ugotować obiad dla rodziny,
wyjść z psem na spacer, pobawić się z dzieckiem sąsiadów, przeczytać rozdział
ulubionej książki. Tyle możliwości. Jednak Jodi Picoult pokazuje, że 19 minut
może trwać zemsta, która stanie się końcem świata i początkiem niewyobrażalnego
koszmaru.
Muszę
przyznać, że to moje pierwsze spotkanie z autorką. Słyszałam o jej książkach,
jedną ekranizację nawet oglądnęłam. Możliwe, że dalej żyłabym w smutnej
nieświadomości o jej geniuszu. Wszystko zmienił jednak jeden prosty
artykuł. Dotyczył on protestu rodzica
nastolatki, według którego „Dziewiętnaście minut” jest lekturą zbyt drastyczną
dla młodzieży. Uwielbiam wyzwania i postanowiłam sama na sobie sprawdzić na
czym polega ta drastyczność. Werdykt – książka jest bardzo interesująca i nie
oszukujmy się – takie sytuacje jakie autorka przedstawiła w książce wcale nie
są wymysłem mass mediów. Na nasze nieszczęście przemoc jest wszędzie.
O co ten
cały szum? Bohater książki, 17 letni Peter po wielu latach szykan, gnojenia,
prześladowania i gwałtu psychicznego, postanawia wziąć sprawy w swoje własne,
nastoletnie ręce. Wstaje rano, je śniadanie z rodzicami, pakuje do plecaka
cztery sztuki broni oraz materiały wybuchowe, jedzie swoją normalną trasą do
liceum, wchodzi przez główne wejście i zaczyna strzelać do uczniów, nauczycieli
i pracowników szkoły. Ginie dziesięcioro ludzi. Pojawiają się ratownicy i
policjanci. Media niczym sępy zaczynają węszyć najgorętszy temat wiadomości, a
oprawca? Staje się wrogiem publicznym numer jeden.
Rozumiem
rozgoryczenie rodzica dla którego ta książka była zbyt brutalna. Jednak nie
sama zbrodnia jest tu najważniejsza, ale to, co doprowadziło to tego zdarzenia.
Terroryzowanie słabszych dla własnej przyjemności doczekało się nawet
amerykańskiego słownego odpowiednika – „bullying”. I to pokazuje, że ta praktyka
nie jest tylko stosowana przez pisarzy na kartach powieści, ale dzieje się
naprawdę. Kto to jest „bully” - to szkolne zabijaki, tzw. elita, uczniowie żyjący
w bajkowym świecie, w którym to oni rozdają karty i uznają kto jest cool, a kto
jest nic nieznaczącą mrówką na ich drodze. Terror po prostu daje im potrzebne
endorfiny i dostarcza adrenaliny do dalszego życia. Zdaję sobie sprawę, że to
zjawisko nie jest czymś nowym, jednak kultura masowa przyczyniła się do jego
zwielokrotnienia. Nie masz najnowszego iPhone’a – zniszczymy cię, jesteś za
gruby – psujesz nasz idealny wizerunek, jesteś cichy – nie warto z tobą nawet
rozmawiać. Popkultura epatuje wieloma takimi przykładami i tworzy wizerunek
młodzieży podążającej za najnowszymi trendami, mającej wszystko na swoim miejscu
i posiadającej najnowsze gadżety. Najsmutniejsze jest to, że nikt z tym nic nie zrobi. Ba, nikt nawet nie ruszy palcem, by
cokolwiek z tym zrobić.
Jodi Picoult
pokazuje z niezwykłą precyzją, jak Peter zmieniał się na przestrzeni lat.
Powoli tracił przyjaciół, pewność siebie, akceptację rówieśników, tolerancję do
siebie i swojego ciała. Nie bez znaczenia była też całkowita ignorancja nauczycieli
oraz rodziców. Dla pierwszych, szkolne bójki to normalna, zwykła codzienność
niewarta ingerowania. Dla drugich, bójka to hartowanie ich dziecka, które
dzięki temu nauczy się „pokazywać” swoje zdanie. Autorka skutecznie wytyka błędy
w rozumowaniu i przedstawia argumenty jak obie strony mylą się żyjąc w swoim wręcz wyimaginowanym świecie. Jednak wyjście z takiej sytuacji wcale proste nie
jest. Czasami przysłowiowe „odszczekanie” nie zrobi nic dobrego, a nawet wręcz
pogorszy sprawę. Gdzie więc należy szukać wyjścia? Autorka nie daje na to
recepty, pokazuję wręcz najgorsze z możliwych wyjść.
Przemoc to
nie jeden z wątków jakie Pani Picoult porusza w swej powieści. Dla mnie bardzo
ciekawe były próby wyjaśnienia związków matka – dziecko. Nigdy się nad tym nie
zastanawiałam, jednak ta łącząca więź wpływa na to jak dziecko radzi sobie w
przyszłości. Rodzic powinien być powiernikiem, a zarazem taką żelazną ostoją,
do której przybiega się z płaczem, nie ważne ile lat się ma na karku. W książce
relacje między rodzinami są zatarte – matki, które przedkładają karierą
zawodową nad rodzicielstwo, czy matki wręcz obsesyjnie chuchające na swoje
pociechy. W tej sytuacji autorka nie piętnuje tych zachowań, pokazuje jednak
jak z psychologicznego i psychicznego punktu widzenia wpływa to na adaptację
dzieci w ich „prawie” dorosłym życiu. A szkoła, cóż, to dżungla pełna
drapieżników.
Cieszę się,
że nie ucieka się obecnie od takich tematów. Jednak życie już i bez tego jest
ciężkie. Warto jednak czytać takie historie i nie odgradzać się od nich murem
zaprzeczenia. Może dzięki temu w końcu uda nam się zaakceptować siebie. Może w
końcu przestaniemy podążać za systemem. Może w końcu zrozumiemy, że słowo
tolerancja nie jest tylko pustym frazesem wpajanym nam przez matki.
Dlaczego, dlaczego, dlaczego jeszcze nie czytałam żadnej powieści Jodi Picoult?!
OdpowiedzUsuńA może czytałam - ale to jak byłam młodsza!
Bardzo bym chciała przeczytać tę książkę!
Im jestem starsza tym bardziej ciągnie mnie do obyczajówek :)
Właśnie ja u siebie też to widzę. Im jestem starsza przekładam obyczajówki nad sprawdzoną fantastykę :) W sumie moje pierwsze spotkanie było w przypadku ekranizacji "Bez mojej zgody". Do dziś pamiętam jak płakałam na tym filmie!
UsuńJa tę książkę wspominam bardzo dobrze, lubię Picoult za mówienie wprost o tym, co nas przeraża. Każda jej historia zaskakuje i wciąga, mimo objętości. Polecam Ci też "Pół życia".
OdpowiedzUsuńDziękuję! Muszę gdzieś upolować tę książkę!
UsuńU autorki podoba mi się właśnie to, że się nie czai, ale prosto z mostu pisze co myśli. Przy okazji nie omijając wyjątkowo kontrowersyjnych problemów i sytuacji. "19 minut" bardzo mnie wciągnęło, jakby nie było, różne sytuacje widziałam w szkole. Może u nas nie ma jeszcze takiego parcia na szkło jak jest w amerykańskich szkołach (wyjątkiem są może gimnazja/szkoły prywatne), ale jest to ciągle problemem.
Nie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki, ale po takiej recenzji mam na to dużą ochotę. Może w końcu przekonam się do obyczajówek. :)
OdpowiedzUsuńPrzekonaj się :) Książkę, mimo sporej objętości, przeczytałam w 4 dni. To już o czymś świadczy :) Teraz z chęcią muszę zacząć polować na inne powieści autorki!
UsuńLubię Picoult. Mam za sobą bodajże hmmm 5 jej powieści? Coś koło tego. Kobietka świetnie pisze, dobrze się ją czyta i nie boi się poruszać trudnych tematów.
OdpowiedzUsuńPotwierdzam :) Oby więcej taki pisarzy było na świecie!
UsuńTak, w szkole, podobnie jak w niemal każdej społeczności, izoluje się Innych, tworzą się hierarchie. Swoją drogą, zauważyłam, że sporo historii (filmów czy komiksów) przedstawia osoby niegdyś będące obiektem szkolnych drwin, a potem w okrutny sposób mszczące się na dawnych prześladowcach. Superbohaterowie miewają taką przeszłość (np. Spiderman - w filmach; komiksów nie znam - był wyśmiewany przez rówieśników).Ogólnie czasem mam wrażenie, że niektórzy w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, czemu ktoś popełnił masowe morderstwo (takie jak strzelanina w szkole), widzą w tym następstwo szkolnego dręczenia. Nie wiem tylko, czy to nie jest zbyt prosta odpowiedź. (Oczywiście, tak sobie rozmyślam, nie jestem żadnym ekspertem).
OdpowiedzUsuńJa też tak sobie rozmyślałam, niestety psychologiem nie jestem żeby wiedzieć jak to jest w 100%! Myślę, że przyczynę zamachów na szkoły można upatrywać w przemocy, ale moim zdaniem za tym zawsze stoi jakaś głębsza przyczyna. Jakby nie było, ludzie są i będą skomplikowani.
UsuńKomiksów nie czytam, ale co do postaci superbohaterów to się zgadzam - tak jak piszesz młody spiderman nie był szkolną gwiazdą i był spychany na dalszy plan. Jeszcze tak na myśl przychodzi mi Kick -ass. Więc coś w tym jest, że ta szkolna niepopularność jest tak często wykorzystywana w literaturze.
Bardzo podoba mi się Twoja recenzja i próba analizy tego społecznego problemu... :) Co do samej Picoult, to czytałam dwie jej książki i już po tym zauważyłam pewną schematyczność, która kazała mi na chwilę odłożyć jej powieści. Z pewnością jeszcze do niej powrócę, ale póki co trwa przerwa :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Jakby nie było kontakt ze szkołą cały czas jakiś mam, mimo że już parę lat temu opuściłam jej mury :) Ja na razie jestem po jednej książce Picoult, więc nie wiem jak ze schematycznością, ale wierzę na słowo :)
Usuń