piątek, 4 lipca 2014

Wszystkie chwyty dozwolone - "Rywalki" Kiera Cass





Tytuł oryginału: The Selection
Seria: Selekcja #1
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 336

Ocena: 3/10


Ostatnio jestem wręcz bombardowana recenzjami i informacjami o „Rywalkach” Kiery Cass. Osobiście nie jestem fanką takich historyjek, ale postanowiłam sprawdzić czy książka, którą sporo osób wychwala i wynosi na wyżyny literackiego kunsztu, warta jest spędzenia nad nią czasu. Może jestem już za stara na takie bajki, ale tej książce mówię stanowcze nie.


Złota klatka


„Rywalki” opowiadają historię młodziutkiej dziewczyny pochodzącej z jednej z najniższych klas społecznych – Piątek. Za namową mamusi zgłasza się do Eliminacji i tym sposobem zostaje wybraną jedną z kandydatek na przyszłą królową. America, bo tak ma na imię nasza nieszczęśliwa amerykanka (dziwne imię, ale to już wymysł autorki!) staje się nagle osobą medialną, przeprowadza się do pałacu i zaczyna przyjaźnić się z pozostałymi kandydatkami w królewskich Eliminacjach. Historia brzmi trochę jak bajka o Kopciuszku – ona, biedna dziewczynka z ubogiej rodziny i on, potężny książę, który musi rządzić całym krajem. Niestety u Kiery Cass nic nie brzmi tak jak powinno. America ma potencjał na królową, ale jest tak zamotana między swoje miłostki, że staje się dla mnie osobą dosyć sztuczną. Dla swojej rodziny zrobi wszystko, ale przez to staje się kukiełką, która gra tak jak życzy sobie książę. Jest tak miła, dobra i wręcz nieskazitelnie grzeczna, co nadaje nowe znaczenia dla słowa rywalizacja. Z kolei książę Maxton… jest jednym z najbardziej bezbarwnych bohaterów z jakimi miałam (nie)przyjemność spotkać się w książkach. Niby wyrachowany, ale też nieznający życia. Słodki aż do bólu. Nie mający wcześniej żadnych romantycznych kontaktów z płcią piękną, teraz wręcz upaja się swoją władzą. Oczywiście, odsyła niechciane kandydatki bez mrugnięcia okiem, tłumacząc to problemami politycznymi. Ot, taki współczesny facet żyjący w złotej klatce. 


Walka na sukienki


Jeśli ktoś myśli, że kandydatki walczą ze sobą wykorzystując różne chwyty, ostre słówka i inne dziwne przedmioty, to będzie zaskoczony. Bronią jaką stosują dziewczyny są … sukienki, biżuteria i piękne fryzury. Czytając czułam się jakbym przeżywała relację z pokazu haute couture. Najgorszy psikus w książce – zerwanie ze złości ramiączka sukienki, czy oblanie białej sukni czerwonym winem. Biedne dziewczyny, aż żal mi ich braku wyobraźni! Przydałaby się tam porządna diablica, która pokazałaby jak wygląda prawdziwa walka!


Show must go on


Moje pierwsze skojarzenie po przeczytaniu książki – reality show. Wszystko dla publiczki i pod publiczkę. Ważne żeby lud był zadowolony. Bohaterki robią sobie pięknie zdjęcia do gazet, udzielają wywiadów w telewizji, uśmiechają się do kamer, które śledzą każdy ich krok, poddają się metamorfozom. Znajome? Aż za bardzo. Nawet sama pamiętam dosyć podobne „programy”, którymi parę lat temu raczyła nas nasz polska telewizja. Jednak jest jeden plus tak przedstawionej historii - telewizja kłamie i nie należy wierzyć we wszystko co spływa do nas ze szklanego ekranu. Bohaterka też na koniec zrozumie, że życie w pałacu wcale nie jest tak kolorowe jak podają media.

Ten inny świat 


Cała historia umiejscowiona jest w futurystycznym świece, można by rzecz, że wręcz w dystopijnym. Jednak słowo „wręcz” jest tu kluczem. Autorka opisuje świat po łebkach, nie zagłębiając się w żadne szczegóły tworząc tylko ładną otoczkę dla całej historii. Wszystko wygląda słodko i ładnie, zaś między wierszami pojawia się raz historia w wersji mini, czyli biedne USA, które zostały zniszczone przez niedobrą Rosję i Chiny. I w ten sposób cudownie pojawią się klasy, od elitarnych Jedynek do podrzędnych roboli, czyli Ósemek. Nie wiadomo skąd wzięły się klasy, ani jak naprawdę wyglądają stosunki między nimi. To nie jest już ważne dla autorki ani tym bardziej dla fabuły.

A na koniec ….


Mogę tylko napisać – czytacie na własną odpowiedzialność. I tyle. Nie ma tu wyrazistych bohaterów, napięcia między Americą i Maxtonem, ani też tym trzecim ;) Dialogi są płytkie i przejaskrawione. Zaś największym minusem jest rozbicie historii na 3 książki! Moim zdaniem ładnie można to było wszystko zmieścić w 1 tomie, bez niepotrzebnego wałkowania najnowszych trendów w modzie i opisywania randek większości bohaterek. 


Nie wiem komu mogłabym polecić tę historię. To typowa literatura młodzieżowa, niewymagająca większego myślenia i zaangażowania mózgu. Takie proste czytadło do poduszki i do zapomnienia na następny dzień. Taka bajeczka na dobranoc.

9 komentarzy:

  1. Ja również zauważyłam na obserwowanych blogach prawdziwą falę "Rywalek". Mi tę powieść udało się wygrać w konkursie organizowanym na Lubimy Czytać, dlatego też przeczytam, by móc wygłosić swoją własną opinię na jej temat. Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, książka się cieszy bardzo dużą popularnością :) To gratuluję wygranej i polecam przeczytać - nawet żeby zobaczyć o co cały ten szum :)

      Usuń
  2. Moim zdaniem książka bardzo, bardzo słaba. Nie wiedzieć czemu, koło Rywalek jest wciąż dużo szumu. Wydaje mi się, że książka niektórym (nie mnie) może się spodobać, bo jest lekka, przyjemna i niewymagająca, ale jej rzekoma "baśniowość"... gdzie? Baśniowe są piękne i świetne książki Cornelii Funke, pełne skrzatów, magii i przyjaźni. Ale Rywalki? To niedopracowane, tandetne coś (bo tego nie można nazwać powieścią) to bardzo słaba książka. Ale miło się czyta;) O ile z irytacji przemyśleniami Ami nie rzucisz książką o ścianę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w 100%. Baśni tam żadnej nie ma, książę jakiś drętwy, a Ami wiecznie niezdecydowana :) Sama czytałam z ciekawości o co ten cały szum i bardzo pochlebne recenzje. Niestety znowu się przejechałam na rekomendacjach. Książka rzeczywiście prosta, łatwa i przyjemna, ale ja wolę raczej coś cięższego :)

      Usuń
    2. Dokładnie. Mnóstwo jest takich książek. Przesłodzone, mdłe i nudne, o idealnej miłości.

      Usuń
  3. A ja się z Tobą nie zgadzam i mnie ta książka oczarowała :) Jest specyficzna i to po prostu taka współczesna, przekorna baśń. Według mnie dobrze, że nie zrobili z tego typowej dystopii. Co do Maxona, zachowuje się realnie jak na osobę, która siedziała ciągle w pałacu. Ale rozumiem, że masz onne zdanie, też czasem nie widzę niczego w powieściach wychwalanych przez innych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ile osób tyle opinii. Dla mnie książka była zbyt prosta, zbyt delikatna. Jest bardziej odpowiednia dla młodszych czytelników. Mnie niestety już takie rzeczy nie ruszają :)

      Usuń
  4. Hmnm chciałam kupić tą książkę ale jak widzę dobrze że tego nie zrobiłam.
    Poza tym jak na złość wszystko przupomina teraz igrzyska śmierci. Te podziały itp. Myślę że w jakimś sensie to też byłaby ich mini kopia. :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm myślę, że jeśli chodzi o społeczeństwo to obie książki są podobne. W "Igrzyskach" były dystrykty z konkretną kastą społeczną, w "Rywalkach" mamy numerki. Jednak Katniss była bardziej waleczną bohaterką, której naprawdę się kibicowało. Ami tylko bawi się w szukanie męża :)

      Usuń

Drogi czytelniku!
Jesteś hardkorem jeśli dotarłeś aż tutaj!
A będziesz jeszcze większym, jeśli pozostawisz po sobie jakiś ślad :)