Tytuł oryginału: Метро 2033
Seria: Uniwersum Metro 2033 #1
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 2012
Liczba stron: 614
Ocena: 6/10
Gdyby tylko koniec świata był
prosty i dał się łatwo uporządkować.
Gdyby tylko ludzie byli
przewidywalni i uczciwi.
Gdyby tylko broń nie była
zabójcza i radioaktywna.
Gdyby tylko atmosfera była ciągle
czysta i bezpieczna.
Gdyby tylko biologia była prostą
nauką, a nie nieprzewidywalną matką wynaturzeń, mutacji i wirusów.
Gdyby tylko…
Takie pytania
często mogą sobie zadawać ludzie zamknięci w klatce brudnego, ciemnego i
pełnego strachów moskiewskiego metra w 2033 roku. Świat ten, mimo że wygląda
surrealistycznie, wcale nie jest niemożliwym scenariuszem przyszłości. Kto wie,
może za równe 20 lat ludzkość również zejdzie do podziemia zamiast wznieść się
w przestrzeń kosmiczną? Może zamiast wycieczek na Księżyc, podróży do dalekich
planet, zasiedlenia Marsa, odkrycia innych cywilizacji, ludzie będą toczyć
wojny; nie gwiezdne, ale ludzkie, między narodami i kontynentami. Może zamiast
broni mechanicznych w ruch pójdą ciągle testowane i budzące grozę bronie
biologiczne? I wtedy, kto wie, może świat zostanie na wieki skażony, powietrze
stanie się zabójcze, ludzkość wyginie, nie będzie prądu ani elektryczności,
telefonów ani Internetu, bieżącej wody i gazu. Słońce stanie się legendą, a w
sercach zacznie królować noc. Ludzie niczym szczury będą zamieszkiwać kanały,
broniąc swojego życia z całych sił.
Historia,
którą snuje Dmitry Glukhovsky jest osadzona w postapokaliptycznej przyszłości. Przyszłości strasznej, ale
pozwalającej ludziom żyć. Żyć może nie pełnią życia, ale żeby przetrwać.
Przetrwać poprzez tworzenie nowych społeczności, nowych struktur społecznych
wykorzystujących stare ideologie. Ideologie, które w przeszłości przyniosły
więcej szkody niż pożytku, jak faszystowski kult rasy białej, komunistyczna
propaganda wyższości robotników, rewolucyjne ruchy bojówkarzy, często
korzystające z krwawych wystąpień. W tym morzu krwi, gdzie rolę pieniędzy
pełnią naboje, a rolę słodyczy przejęły pieczone szczury, znajduje się
niepozorna stacja WOGN, z równie niepozornym dwudziestoletnim chłopcem –
Artemem. Sielankowa stacja zajmująca się produkcją grzybowej herbaty nagle
staje się ostatnim bastionem. Bastionem broniącym dostępu do metra dziwnym,
wynaturzonym ludziom. Te czarne stwory są niczym zombie, żadna kula nie robi im
krzywdy, mogą spokojnie żyć na powierzchni siejąc postrach w sercach
mieszkańców metra. Wszystkie się jednak zmienia gdy na scenę wchodzi Artem,
który w celu ratowania domu, przyjaciół i ojczyma rusza w drogę przez całe
metro w kierunku stacji Polis, stanowiącej swoiste mityczne El Dorado. Podczas
swojej wędrówki pozna różne stacje rządzące się różnymi prawami, spotka
ciekawych ludzi, będzie świadkiem nieprawdopodobnych i nie dających się łatwo pojąć
zjawisk, w dodatku wyjdzie na powierzchnię stając się stalkerem. Stalkerem
wykonującym najcięższą, najbardziej niebezpieczną i w większości przypadków
zabójczą pracę. Stalkerem, którego celem jest przeżyć na powierzchni i nie dać
się zabić radioaktywnym wynaturzeniom i zmutowanym ludziom, zwierzętom oraz
prehistorycznym stworom.
W metrze,
gdzie silniejszy zawsze zwycięża i obowiązuje prawo dżungli, Artem jest
wyjątkowo naiwny - wierzy każdemu kogo spotka na swej drodze. Tym sposobem
upodabnia się do małego dziecka, które dopiero poznaje świat i jest wszystkiego
ciekawe. Artem błądzi we mgle gubiąc po drodze swoją niezależność. Mimo swoich
dwudziestu lat jest wyjątkowo niedojrzały, wierzy w różne cuda i dziwy przy
okazji szukając stworów zamieszkujące najgłębsze pokłady metra i wypatrując
tajemniczych stacji znanych z legend. Jednak po drodze stara się wszystko
zrozumieć i poukładać, zadając trudne pytania. Szuka sensu istnienia i miejsca
Boga we wszechświecie. Czyj bóg lub idol stworzył potwory, doprowadził do
zniszczenia świata? Czyżby to był chrześcijański Bóg, Allah, albo Szatan? A
może odpowiedzi trzeba szukać po stronie Hitlera, Stalina i Che Guevary? Któż może znać odpowiedź? Może winni są sami
ludzie, ale ci są zaprogramowani tak, by zawsze zrzucić winę na kogoś innego,
nie dostrzec belki we własnym oku, ale w oku sąsiada. W ten sposób ludzie się
odczłowieczają, stając się zwierzętami – szakalami, pragnącymi świeżej krwi i
polującymi na słabszych od siebie. Stają się stadem, któremu przyświeca jeden
cel – przeżyć za wszelką cenę, nawet jeśli tą ceną jest życie niewinnego
człowieka. To stado łączy w sobie siłę i autorytet, nie dając miejsca na
egzystencję dla odludków i samotników. Jest to twarde prawo, które określa
hierarchię i władzę, a logiczne myślenie staje się niepotrzebnym balastem.
Życie staje się sceną, na której występują ludzie – marionetki, nie mające
własnej woli, mogące być łatwo kontrolowane poprzez najprostsze instynkty –
przeżycie, przetrwanie i głód. Marionetki, których losem rządzi splot
przypadków. I tak oto wygląda prawdziwy koniec świata, gdzie umysł staje się
wypierany przez siłę i spryt, biblijny Goliat zwycięża w końcu nad niepozornym
Dawidem. Drodzy Państwo – oto zaczyna się nowa, krwawa ewolucja!
Justyna
Justyna
Uwielbiam "Metro 2033"! Uwielbiam Glukhovsky'ego! :D Czytałam jeszcze kontynuację "Metro 2034", a także prawie wszystkie z dotąd wydanych powieści z "Uniwersum Metro 2033" - nie znam jedynie "Pitera" Szymuna Wroczka, ale to do nadrobienia, bo książka czeka już na półce :D
OdpowiedzUsuńMi historia bardzo się podobało :) W sumie uwielbiam post-apokalipsy w każdej postaci, no i Rosja! Ja wiem, że na ten kraj jest nagonka itd., ale bardzo lubię czytać powieści, które mają miejsce w Rosji :) Taka zachcianka! Niestety "Metro 2034" nie czytałam, ale mam w planach!
Usuń